niedziela, 9 września 2012

Podróżniczy ferment, czyli jak Wypcałke wyciągnął Bombałka z domu

Odkąd pamiętam, nie przepadałam za podróżami. Z dzieciństwa wciąż pozostały mi wspomnienia kolonii, na które siłą wysyłali mnie rodzice i na których rzewnie płakałam tęskniąc za domem, nie lubiłam zmieniać nawyków wyjeżdżając gdzieś na dłużej, nie lubiłam rozstawać się z moim wygodnym łóżkiem i w dodatku byłam strasznym niejadkiem, więc serwowane na wyjazdach jedzenie zwykle budziło we mnie głęboki wstręt. Jedyne wyjazdy, jakie tolerowałam, to kilkudniowe wypady w góry, których częstotliwość zwiększyła się w okolicach liceum. Rozpoczynając studia wciąż jednak pozostawałam w fazie „żadnych dalekich podróży, tam są wielkie pająki, tam się nie dogadam, ktoś mnie zabije, zgwałci, sprzeda albo zje”, a ciekawości też nie miałam w sobie za grosz i wszystkie opowieści z wyjazdów, jakich miałam okazji wysłuchać, okropnie mnie nudziły.

Wypcałka historia wygląda za to zupełnie inaczej. Może będzie skłonny sam ją przytoczyć (choć, tak między nami, nie do końca umie czytać i pisać też średnio), ale z grubsza rzecz biorąc, Wypcałek jest typem podróżnika. Może nie tak oszalałym jak niektórzy moi znajomi, może nie takim, co to jeździ bo nie może usiedzieć na miejscu, ot tak, dla samej przyjemności jeżdżenia, ale kiedy usłyszy lub przeczyta o jakimś ciekawym miejscu na świecie, to od razu mu się oczka świecą i projektuje, jak by się tam kiedyś dostać. I trochę już tych miejsc pozwiedzał – jeśli dobrze pamiętam, ma już na koncie 25 krajów. Może przy pomyślnych wiatrach trochę wspominek z tych minionych wojaży również tu zamieści.

Nasza wspólna część opowieści jest natomiast trochę książkowa, trochę filmowa, trochę taka „wywrócił jej świat do góry nogami”. Bo oto po dwudziestu trzech latach grzania tyłka w domu i zarzekania się że ja to nigdzie jeździć nie będę, książki są fajniejsze, Wypcałek obudził we mnie podróżniczkę! Choć nie od razu, trzeba przyznać. Z początku tradycyjnie krzywo patrzyłam na jego podróżowanie, ale był podstępny – tak długo sączył do moich uszu swój podróżniczy ferment, że z fazy „Ale nuda” poprzez fazę „Niech będzie, on będzie jeździł, a ja będę kibicować” przeszłam w fazę „Chcę jeździć z nim!”.

Na pierwszą dłuższą wycieczkę musieliśmy poczekać do wakacji. Pierwotnym celem była Norwegia i Nordkapp, jednak ponieważ okazało się, że mamy mniej czasu niż przewidywaliśmy, ograniczyliśmy swoją wyprawę do fińskiej części Skandynawii, a za punkt przeznaczenia przyjęliśmy koło podbiegunowe w okolicach Rovaniemi, czyli legendarną siedzibę pewnego brzuchatego starszego pana z białą brodą i workiem pełnym prezentów. Wszystko cudownie się udało, wróciliśmy prawie trzy tygodnie temu, a ponieważ jestem maniaczką pisania, natychmiast zabrałam się za gorączkowe spisywanie wrażeń z podróży. I tymi właśnie notatkami zainaugurowany zostanie tenże blog. Z czasem, mam nadzieję, zapełni się kolejnymi obrazkami, bowiem wbrew moim mimowolnym obawom cała wycieczka podobała mi się ogromnie – widoczki, ludzie, namiot, biwakowanie a nawet specjał w postaci makaronu z konserwą na ciepło. Palce lizać! A Wam, drodzy czytelnicy, zbłąkani lub nie – nieważne, w jaki sposób tu trafiliście – serdecznie życzę smacznego.

Bombałke

1 komentarz:

  1. The online gambling industry is the next battleground in
    Online 바카라시스템배팅법 gambling is the next battleground in the gaming world, and it w88 has to dafabet make sure that there's a growing market 모모벳 of online 부평바카라

    OdpowiedzUsuń