piątek, 28 grudnia 2012

Finlandia – W drodze (8) – Łotwa, Litwa, i wreszcie znów Polska!

Wypcałke mało przekonująco proponuje filiżankę herbaty.
Szesnastego dnia naszej podróży wstaliśmy dość późno – Sierioża był już niemal zebrany do drogi. Nam się jednak nie spieszyło, wiedzieliśmy już, że zdążymy wrócić w wyznaczonym sobie czasie. W dodatku gdy wybrałam się na pobliską stację benzynową po butelkę wodę, zauważyłam przy drodze stopującą parkę, i tak więc wypadało poczekać, aż ich ktoś zabierze. Kiedy po niespiesznym śniadanku i pożegnaniu z Sieriożą wreszcie stanęliśmy przy drodze, znaleźliśmy tekturkę z napisem „Do kraju”, a więc okazało się, że byli to nasi rodacy. :)


Pierwszą podwózkę, około 20 km, do najbliższej miejscowości, zafundowały nam dwie panie podróżujące z pieskiem, dumnie rozpartym na przednim siedzeniu. Drugą – sympatyczna starsza pani, która mówiła jedynie po łotewsku i trochę po rosyjsku, mimo to jednak wciąż próbowała o coś zagadywać i czułam się mocno nieswojo.

Wreszcie jako trzeci podrzucił nas chyba najbardziej zwariowany (i zdecydowanie najprzystojniejszy) z wszystkich kierowców, jacy trafili nam się w czasie tej wyprawy. Przez całą drogę żywiołowo opowiadał, żartował, gestykulował, krzyczał, śmiał się – istny żywioł, za którym ciężko było nadążyć. Wypcałke bardzo go polubił, ale ja nie do końca wiedziałam co myśleć, bo ten typ ludzi mocno mnie przygnębia. Z jednej strony wprowadzają wspaniałą, żywą atmosferę, ale z drugiej – przez to że nie pozwalają mi za sobą nadążyć, czuję się przy nich strasznie bezbarwna i głupia.

W każdym razie nasz kierowca był Litwinem, ale obecnie mieszka i zarabia na życie w Norwegii. Pośmiał się trochę z Norwegów, którzy ponoć mają go za biednego człowieka z kraju odciętego od cywilizacji, i z tego, że kupują najgorsze pierdoły w stylu maszyny do gotowania jaj, a później narzekają, jakie wszystko jest drogie. :) Doszedł również do wniosku, że czas już poszukać żony, i pytał czy wszystkie Polski są tak ładne jak ja. :) Wysadził nas na stacji benzynowej niedaleko Kowna, a na pożegnanie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.
My i nasz szalony litewsko-norweski kierowca :)
Kolejny kierowca, Polak, pozwolił mi trochę odetchnąć. Był to chyba mój ulubiony typ kierowcy – starszy, trochę w typie tatusiowatym, z którym można spokojnie i niespiesznie porozmawiać, nie prześcigając się w żartach i nie pocąc się szukając odpowiedzi na kłopotliwe pytania. Opowiedział nam o córce, która podczas stażu w Berlinie zakochała się w Niemcu i pewnie już tam zostanie, a także ubolewał nad niskim poziomem rozwoju Łotwy w stosunku nawet do Litwy czy Estonii.

W atmosferze miłej pogawędki przekroczyliśmy granicę litewsko-polską. Znów Polska! Późnym popołudniem wysiedliśmy w skąpanych w słońcu Suwałkach. Zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy królewską kolację – tym razem konserwa z makaronem w wersji meksykańskiej, z kukurydzą i fasolą. :) Dzień zakończyliśmy niemieckim piwkiem, które dostaliśmy w prezencie od zwariowanego pana Litwina, i które wypiliśmy przy akompaniamencie głośnego bekania jakiegoś pana za ogrodzeniem. Urokliwie. :)

Wypcałke w Suwałkach.
Suwalski żubr oraz pozujący z gracją modela suwalski kocur.
Wypcałke pichci konserwę po meksykańsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz