wtorek, 9 września 2014

Nasza wielka włoska wyprawa

Wypcałka nie ciągnie na Zachód. Woli trochę niezbadane, trochę bardziej dzikie, niedostępne i mniej oblegane przez turystów podróżnicze cele, ze mną jest jednak inaczej. Mimo że też nie lubię turystycznego zgiełku i ciasnoty, palcem po mapie zapuszczam się zwykle tam, gdzie literacko jest najciekawiej. A że najwięcej czytałam póki co książek z zachodnioeuropejskiego kręgu kulturowego, w tamtym kierunku rwie się moje czytelnicze serducho.

Włochy nie byłyby co prawda moją pierwszą myślą. Owszem, żyli tu Dante Alighieri, Giovanni Boccaccio, Francesco Petrarca, a bardziej współcześnie – Umberto Eco i mój ulubiony Alessandro Baricco, ale bliżej mi jednak do Francji Prousta, Balzaca i Stendhala czy Anglii Dickensa, sióstr Bronte, Katherine Mansfield i Virginii Woolf. Ale niech będą Włochy na dobry początek, słoneczna i radosna Italia. Kupiliśmy więc tani lot do Bolonii i polecieliśmy.

Z ojczyzny spaghetti bolognese i najstarszego uniwersytetu w Europie powędrowaliśmy do Florencji, a później do Pizy, Lukki, przez malownicze wybrzeże Cinque Terre aż do Werony, Wenecji i... Wiednia! W kolejnych notkach – nasze podróżnicze perypetie, dzień po dniu, miasto po mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz